I jak tam w opisanych sprawach? Baś co z sąsiadem, Yenny ?
U nas sprawa w sumie szybko została pozytywnie zakończona, praktycznie to po skardze pisemnej, raz jeden ujrzeliśmy myśliwych i koniec. Ale odbyliśmy odzielnie z mężem z nimi długą rozmowę. Mąż mający lepszą pamięć ode mnie, jak przedstawił ile praw złamali, to ,,głównemu,, głowa dymiała. Jego pisemko do tej pory do nas nie dotarło.
Przy okazji napiszę, że to wierutna bzdura, że gospodarz nie może spacerować z luźno biegającym psem po SWOJEJ ziemi. Owszem może i myśliwym nie wolno zastrzelić tego psa. Oczywiście pies musi mieć obrożę!
Nasza sprawa zupełnie zamknięta, bo nowy dom stanął pod lasem i teren łowiecki przestał istnieć na tym terenie
Ale ile to trzeba się nadenerwować. A my parol zagięliśmy, bo przy pierwszym spotkaniu tego zjawiska, że nasza działka jest taka atrakcyjna więc wystrzałowa
, że strzelali tuż za ogrodzeniem na drodze gminnej (czego już nie wolno) . Oni tylko stali tyłem do nas, czekając na naganiaczy z lasu. A my dzień wcześniej ze starszym zaplanowaliśmy sobie, że rano pójdziemy sobie na spacer do lasu, bo jelenie były. Lenistwo mego syna być może uratowała nam życie, bo nie było żadnej wzmianki o, jak dla mnie kłusownictwu, ani teren nie został oznaczony (nieprzepisowe) i my byśmy właśnie wyszli pod te lufy
A teraz piękne stada saren biegają po polach... przynajmniej udało nam się coś dobrego zrobić