No i po koszeniu
Nie wiem jak to się stało, ale podczas kosiarkowej rozmowy włączył się mi alert, że złapałam konia trojańskiego.
Rozwalił mi pliki w tempie natychmiastowym i dzisiaj wieczorem komputer pojedzie do naprawy. Puki co wyciągnęłam taki stary z lamusa, poaktualizowałam antywirusy i jestem.
Koszenie nie odbyło się bez komplikacji. Wszystkie dziurki i otworki znalazłam, olej nowy zakupiłam i wlałam, ale kosiarka nie odpalała. Przewlokłam ją wiec do moich kochanych sasiadów /Są bardzo kochani. Wyobraźcie sobie, że z powodu suszy, całkiem z własnej incjatywy przyciągnęłi mi na działkę stary, strażacki beczkowóz pełen wody. Aż oniemiałam jak zajechałam, patrzę a tam zabytek stoi. Odkręcam kurek a tam czysta, żywa woda strumieniem leci.
/.
Sąsiad z synem ochoczo zabrali się do uruchamiania mojej maszyny i po pół godzinie kosiarka działała. Nie wiem co tam porobili, ale powiedzieli "paliwa nie dostawała". I jeszcze dali telefon, co bym dzwoniła, jak mi na polu nie będzie działa to sąsiad przyjedzie rowerem i naprawi.
W piątek skosiłam szczawiowe wrzosowisko w części ugorowej i młodniku liściastym. W sobotę samosiejkowy las. Teraz jest pięknie i pachnąco.
No i wreszcie moje rośliny dostały wody do picia.
Wczoraj wracałam wieczorem, z kosiarką w bagażniku i złapałam gumę. Całe szczęście, że koło zapasowe załadowałam na siedzenie. Niestety, nie moglam odkręcić śrub. Stałam, stałam i nikt nie jechał. Znikąd pomocy. Nagle pojawił się samochód. Zatrzymał się i okazało się, że to taka sama lagusia jak moja, a jechali w niej ludzie, którzy też mają działkę w Borowej. Tylko dalej, za drugim lasem. Przejżdżają jednak na rowerach koło mojej działki, bo lubią tą drogę. Dowiedziałam się przy okazji, że w mojej części wsi jestem uznana, za najpracowitrzą ogrodniczkę i dlatego wszyscy mnie znają, bo ja ciągle w tym polu kopię, kamienie wożę, pielę, sieję...Tak to by się po nocy nie zatrzymali w lesie.
W końcu się to moje pracowanie po 10 godzin na coś przydało.
Okazało się, że śruby są tak zapieczone, że i działkowy sąsiad nie daje rady odkęcić, nawet swoim wielkim kluczem krzyżakowym, bo ja miałam w komplecie jakiś malutki francuski
. Podobno ten oryginalny klucz nie nadaje się do niczego i ten lagusiowy właściciel już swój połamał. Dlatego teraz jeździ z krzyżakiem.
Wtedy na choryzoncie pojawił się kolejny samochód i zatrzymał się do pomocy. Jechało nim dwóch jurnych, wiejskich chłopaków , też z Borowej. Oni dali radę tym śrubom.
Koło zostało zmienione. Nowe znajomości zawarte.
"Najtrudniejsze dzieło świata od łatwego trzeba rozpocząć, a największe dokonania od drobiazgów"
Lao Tsy