Jest to plastikowa beczka typu „kapuścianego”, o głębokości 80 cm. (lepsza 100cm). Umieściłem ją w zimnej szklarence, gdzie uprawa odbywa się na podwyższeniu ok. 50 cm nad powierzchnią gruntu (fundament szklarenki wznosi się 50 cm nad grunt). Taki sposób uprawy ma plusy i minusy istotne i dla samej beczki. Otóż latem gleba jest tam bardzo ciepła. Wspaniała dla ciepłolubnych warzyw, ziół i kwiatów. Dobra i dla ryb i roślin w beczce. Jest faktem, ze ryby w niej są potrzebne choćby ze względu na komary. Zjadają też dużą część glonów porastających ściany beczki. Również lilia wodna świetnie się czuje w ciepłej wodzie, choć z powodu niewielkiej objętości wykazywała już w środku lata objawy karlenia. Liście stały się mniejsze i chyba również kwiaty (w sumie były 4, ale to przecież sadzonka z tego samego roku co kwitnienie). Ja to akceptuję, choć może miałem wybrać odmianę mniejszą.
Wodę z tej beczki często używałem do podlewania. Po prostu wkładałem „węża” na dno, a górą rozlewało się to wokół beczki. W ten sposób pozbywałem się pewnych zanieczyszczeń związanych z karmieniem ryb (głównie resztki dżdżownic i chleba, ale karasie i kawałki kiełbasy „wpylały” ), a i trafiało coś organicznego pod rośliny uprawiane w szklarni.
Oczywiście ten sposób w akwarystyce by się nie przyjął, bo w akwarium walczymy z glonami. Jest to nawet „horror” i punkt honoru akwarysty. Przecież uniemożliwiają one obserwację ryb. Ba! Zdaje nam się, że owe glony przeszkadzają rybce, ale w istocie tak nie jest. Ryby chcą mieć glony (są wyjątki – np. niektóre pielęgnice), bo dają im pokarm i tlen.
Kłopoty zaczynają się zimą, zwłaszcza w okresie długotrwających mrozów.
Podniesiony grunt, tak jak latem jest dobry bo ciepły, tak zimą szybko i znacznie się ochładza. Beczka szybko zamarza, a nie wolno dopuścić do całkowitego zamarznięcia lustra wody. Zapotrzebowanie w tlen ryb w wodzie o temp +2-4 st. C nie jest wielkie, a i zimna woda łatwiej się natlenia. Stąd nie powinno się wlewać gorącej wody do beczki, a raczej wrzucić „termofor”, czyli tego „peta”. Unika się też w ten sposób wywołania szoku termicznego u ryb.
Szklarenka, zbudowana dla winogron raczej się nie sprawdziła. Jest malutka i niestety sądzę, że korzenie winorośli częściowo przemarzły poprzedniej zimy, przez to podniesienie gleby 50 cm ponad grunt. Prawdopodobnie winorośl przez lato budowała system korzeniowy w ciepłej glebie szklarenki, a zimą spotkała ją nie miła niespodzianka – zbyt silnie zmrożona gleba. Część systemu korzeniowego jednak była poniżej owych 50-ciu cm i krzewy przetrwały, ale „odchorowały” to.
Przeniosłem je na zewnątrz i planuję uprawę „mieszaną”. Czyli krzew korzeniami rośnie na zewnątrz szklarenki, a więc w „nieocieplonej” glebie, która normalnie przemarza, a przez rurkę (szara PCV o średnicy 5 cm ) pień wchodzi do szklarenki i tam niech sobie owocuje. Co z tego będzie? Nie wiem. Myślę jednak, że pozwoli mnie na uprawę tych odmian późniejszych (Nadieżda z AZOS), które w gruncie nie dojrzeją, lub dojrzewają na tyle by dało się to w końcu przełknąć. W szklarence ich dłuższa wegetacja powinna spowodować pełne dojrzenie, a nawet przechowanie na okres, kiedy w gruncie już tylko „jarmuż” pozostanie.
Wracajac do beczki, ryb i roślin, to sądzę, że to dobry sposób. Tworzy się tam ów „zamknięty świat”, z dużą ilością glonów, a wiec pokarmem dla 2-4 karasi, z produktami ich życia korzystnymi dla roślin uprawnych wokół beczki i tlenem produkowanym przez lilię i glony.
Nie chcę typowego oczka wodnego w ogródku, by „podstarzałe noworodki” mnie odwiedzające nie musiały w kapoku i pampersach paradować po ogrodzie, a i dla tego, bym i ja się nie „ukaczał” - zdarza mnie się, że w ogródku mój wzrok strasznie słabnie!