Mijającej właśnie zimy wzięłam się jak może pamiętacie za generalne porządki w mieszkaniu bo już wiem że latem mam tyle innych rzeczy do zrobienia że olewam rosnącą warstwę kurzu - więc albo zimą albo nigdy
Poza przetrząsaniem mebli do góry nogami starałam się też przy okazji utrzymywać bieżący porządek - ale co przy okazji ogarniania podłogi zaglądałam pod kanapę w salonie - to tam kurz
Doszło do tego, że dostałam jakiejś obsesji i sprawdzałam dwa razy dziennie
Nie wiem, może to ja mam braki w wykształceniu, ale do głowy mi nie przyszło że kurz może się zbierać w takim tempie
Chcecie dowodów?
To 24.02 przed eksperymentem (pomyślicie nie sprzątała pół roku, podczas gdy uwierzcie to było zmywane tydzień wcześniej
)
24.02 - świeżo zmywane:
25.02 - pierwszy dzień, już nie jest idealnie:
26.02 - drugi dzień, kotów przybywa:
27.02 - trzeci dzień no i syf już jest konkretny, wkurzyłam się i koniec eksperymentu
Teraz kto nie wierzył ten uwierzył, że to na górze jest po tygodniu.
Ludzie - czy u Was też się w takim strasznym tempie kurzy??? Czy to wina nie wiem - Śląska / paneli / suszenia prania w mieszkaniu / wina Tuska?
Dobrze że alergii na kurz nie mamy
I to akurat przyuważyłam, że tak jest pod łóżkiem, i jest na tyle wysokie że mogę tam umyć - ale przecież pod szafkami dzieje się to samo, bo niby czemu nie
I taka jeszcze refleksja - a co jakbym miała w pokoju wykładzinę? Czy tak by się kurz nie zbierał...
czy po prostu by go nie było widać?