Taaaak ...
Jak lubi się ryby, a nie ma komu gotować i samemu wszystko zjeść trzeba, to nie chcąc wyrzucać jedzenia nieźle trza się nakombinować.
Pstrąga sobie kupiłem (pstrąg tęczowy do nabycia w pobliskiej hodowli tych ryb) ważył w stanie żywym cośkolwiek lepiej niż 1/2 kg - sam całego nie zjem na jeden posiłek, a "odgrzewanych" nie lubię - co było robić? - zrobiłem tak:
Łeb bezczelnie i bez i bez pardonu nożem CIACH ! - Drugim pociągnięciem noża wzdłuż kręgosłupa "sru" i to samo drugiej strony i mam dwa filety czystego mięsa oraz łeb i kręgosłup ze sporymi zasobami mięsa - nie starałem się robić tego jakoś szczególnie starannie.
Jeszcze tylko trochę poprawek dla dokładnego oczyszczenia, potem jeszcze dwa ruch nożem i mam filety bez skóry.
Patrzę na to i myślę co teraz z tym zrobić?
Zrobiłem tak:
Z lewego płata pierwsze dzwonko (to z płetwami piersiowymi) ciach, z prawym płatem postąpiłem tak samo.
Następnie odciąłem ogonowe części fileta i oczyściłem łeb wyjmując zeń oczy, płaty skrzelowe i bezmięsne fragmenty płatów skrzelowych.
Pokroiłem to co zostało na 2-3 cm plasterki i podzieliłem to sobie na dwa.
1. łeb + ogonkowe części + te "od płetw piersiowych" + kręgosłup nieźle jeszcze oblepiony mięsem
2. plasterki o których wcześniej wspomniałem
i patrzę ja sobie na to [hymm] - do smażenia za wiele kawałków się stało, a to co gotować zamierzałem to same odpady, więc rozsądziłem tak:
Zarówno z lewego, jak i prawego płata filetów wybrałem te kawałki, które najlepiej pasowały do smażenia, a z pozostałych części rybki galaretkę zrobić sobie postanowiłem.
Teraz tak - by galaretkę zrobić to bulion warzywny potrzebny jest, więc włoszczyzna ląduje do garnka z wodą, a w międzyczasie smażę sobie to co usmażyć postanowiłem.
Cóż? - smażona rybka miała być z ziemniaczkiem i surówką z kiszonej kapusty, a zjadłem z chlebkiem i gotowaną marchewką z gotowanego w tle wywaru warzyw.
Wyłowiłem warzywa, a do wywaru wrzuciłem resztę ryby (ale nie tej smażonej - tą już zjadłem
) ciut, ciut octu i pół puszki kukurydzy - i jak ryba się ugotowała to i tą wyłowiłem - tym razem łyżką cedzakową - a do tego wywaru dodałem natkę pietruszki, dużo kopru i pół pojemnika śmietany.
Do miseczki wkładam ja sobie takie i tyle warzyw jakie chcę i tyle ryby ile uważam za stosowne, zalewam zupą i jest?: pychotka!
P.S.
Kilka szczegółów które w opisie mnie umknęły:
W tejże zupie są ziemniaki, tak tak: te same co to do ryby smażonej być miały tylko, że zanim się ugotowały to jak wcześniej napisałem zjadłem z chlebkiem, a wspomnieć muszę, że miała to być galaretka rybna tylko, że wyszła zupa.
Jeszcze dopowiem, że te "odpady" czyli kręgosłup i łeb pooblizywałem sobie podczas oczyszczania gotowanych kawałków ryby do zupy tak, że w zupie pozostało już tylko samo najlepsze.