Minął miesiąc z nawiązką, gdy zaczęliśmy leczyć oko Belli. Na początku było tak źle, że nie dało się dokładnie zdiagnozować, co jej się stało, że było silne zapalenie rogówki to wiedzieliśmy, ale coś się jeszcze działo.... . Leki sprawiły, że można było już dokładniej zaglądnąć w oko, wtedy okazało się, że po oku "biega" luźno soczewka. Było podejrzenie, że albo jaskra i wysokie ciśnienie w oku spowodowało to wypadnięcie soczewki, albo mechaniczne uszkodzenie, uderzenie itp.
Dalsze leczenie miało polegać na zmniejszeniu ciśnienia w oku i konieczne było operacyjne usunięcie soczewki. Podczas zabiegu, okazało się, że soczewka była też pokruszona a nie w jednym kawałku... . Zabieg nie gwarantował, że ustąpi ciśnienie... więc żeby Belli nie usypiać znów za parę tygodniu, przy jednym zabiegu wstrzyknięto jej w oko roztwór, który miał "zatruć" oko, żeby zostawić je jako naturalną protezę. Bella na to oko już nie widziała i to jest nieodwracalne.
Teraz za 2 tygodnie trzeba znów zbadać ciśnienie w oku i jeśli się zmniejszyło, oko zostaje, w najgorszym przypadku, jeśli ciśnienie się nie zmniejszy mimo ciągłego podawania kropli, oko trzeba będzie usunąć
i oby nie
. Nie wiem, czy jasno to opisałam... ale coś tam z tego da się ogarnąć.