Te „rekordzistki dynie” są smaczne i jadalne. Kiedyś pisałem o tym, że brat miał teściów w Bułgarii. I ja tam zaglądałem. Mieli 10-cio arową winnicę, altankę i „kompostownik”. Na tym „kompostowniku” sadzili 3-4 dynie (uprawa z rozsady, bo twierdzili, że klimat mają za słaby, by to siać
). Później stawiali wanienkę z wodą, która w dzień robiła się wręcz za gorąca. Tym codziennie wieczorem podlewali. Zostawiali na każdej roślinie tylko jeden zawiązek owoców, wszystkie inne kwiaty starannie wyłamywali (w tym męskie). Pod zawiązek podkładali deskę, by nie leżała na „chłodnej” glebie, choć to i tak był „kopiec” kompostu. Rosło to diabelstwo tak do ok. 50-ciu kg, bo mniejsze uznawali za „niejadalne”.
Jak dyni zostawisz jeden zawiązek, podłożysz deseczkę pod owoc, podlejesz często gorącą wodą, by w nocy nie „marzła” w temperaturze + 25 st. C i dasz się jej dobrze „nażreć” na kopczyku (a jest wyjątkowo „żarłoczna”), to bez trudu otrzyma się dynie 50-cio kilowe i większe. Szkopuł zaczyna się z przyniesieniem tego do piwnicy. Później trzeba jakoś to przekroić, a jeszcze później zjeść te „pół świniaka”.
Pestek jest od groma i przy każdych drzwiach od klatki schodowej „na blokowisku” jest „dywanik 5 cm” łupin, bo tradycja nakazuje mieć pełne kieszenie tych nasion i tworzyć gdzie się da ten dywanik. Jest przy klatce schodowej, przy „trzepaku”, przy ławeczce…
Otwierają te nasiona jedną ręką. Ja też ich dynię się nauczyłem tak łuskać. Polskie nasiona jakoś tak… Bardziej „upiardliwe” są i raczej nie umiem tego zrobić.
A kompost „po dyni” rozsypuje się wśród winorośli, bo to „mniej szlachetna” roślina i nie jest tak „żarłoczna”!
A! I jeszcze – do tej wanienki z wodą wrzucali co się da. Zabili kurę, to krew, pierze i nie jadalne wnętrzności chlup do wanienki. Z patrochami po rybach też i „Bóg wie co jeszcze”, ale to „służyło” dyni. Zwierzęce „nawozy” (nie licząc kości, pierza, sierści, łusek ) działaja szybko i są takie jakby „skondensowane”. Wszystko po to, by dynia się nażarła… A dla winorośli, to te kości, bo taka jest jej natura. Prawdopodobnie winorośl nie wykorzystałaby takich nagłych „azotowych koktaili”.