Hmm... W sumie dlatego, że rosło tego bardzo dużo nad brzegami rzeki gdzie bawiliśmy sie jako dzieci. I ten zapach łopianowy kojarzy mi się z wychodzeniem na brzeg, a więc z problemami - albo szło się jakiejś toalety szukać, albo nazbierac kwiatków i z reguły człowiek jeszcze pokrzywami się poparzył, w mokrych 'rzecznych' butach niewygodnie się chodziło po suchym, bo obcierały, piasek właził do środka, albo zrywało się te liście bo deszcz padał i miały byc jako parasol chwilowy, a potem i tak oznaczało to, że trzeba wracać do domu...
To śmieszne, jak takie wspomniania moga zaważyć na tym, że rośliny się nie lubi
