Emii.
Cały urok tej wierzby, to ozdobne, kolorowe liście w kształcie kuli na „kiju”. Czyżbyś miała na własnym pniu? Ta odmiana Ci przemarza? masz ją w ogródku, czy w zamrażalniku?
I tak, na własnym pniu, można ją hodować. W sumie szczepienie na „trzonku od miotły”, to tylko ułatwienie rozmnażania. Inaczej mówiąc pień mniej szlachetny ze szlachetnym szczepieniem, by roślina wyszła ze szkółki szybciej i od razu dość duża.
Jeśli masz na własnym pniu, to najpierw wyprowadź pień tak na 1-1,2 m wysoki. Czyli nie pozwalaj roślinie się krzewić. Później, w trakcie wegetacji wycinaj wszystkie pączki poniżej tego 1-1,2m tak, by zimą pozostały wyłącznie najwyższe pączki. Jeśli pierwszego roku nie urosła Ci ta wierzba na taką wysokość, to w drugim roku wiosną pozostaw 1 pączek i dalej ją prowadź „w pień” do tej wysokości. Później postępuj jak ze szczepionymi. Czyli często tnij zwłaszcza mizerne pędy, ale i te „za grube”, pozostawiając „wyrównane średniaki”. Aby korona była kulą, czasem trzeba ciąć nawet kilka razy do roku. Nawet warto kilka razy ciąć, ale generalnie tniemy jak najszybciej po okwitnięciu.
Jakąś tam ozdobą tej wierzby są też bazie, ale nie jest dobrze zwlekać z cięciem wczesno wiosennym, bo w trakcie kwitnienia pękają pąki z pędami. To sygnał, by ją dość mocno „ciachnąć” pozostawiając zaledwie po 2-3 pączki na pędzie, czyli kilka centymetrów (do 10 ) od pnia. Zrobi się tam i tak po paru latach kilkadziesiąt pączków, a roślina nie będzie miała tendencji do produkcji mizernych pędzików, jak i grubych konarów zakłócających kształt kuli. Wierzby lubią cięcie i się nie obawiaj wiosną mocno przycinać. Kolejne cięcia w danym roku, to raczej kosmetyka. Skracasz te, które za mocno idą i wywalasz słabe pędy, wszystko dla tej równomiernej kuli.